poniedziałek, 1 lipca 2013

Nie wierzę w to, co widzę :)


Widział ktoś coś takiego kiedykolwiek ???? Bo, że już wymyślił, nie ma wątpliwości:







Ekspres do kawy pod prysznic z dozownikiem na mydło :-)))))) Już nawet nie wiem, co mnie bardziej zdumiewa: kawa pod prysznicem, czy połączenie ekspresu z dozownikiem na żel pod prysznic ....


Ja rozumiem kreatywność, ale to już dla mnie spora przesada :-)






czwartek, 20 czerwca 2013

Kokosem w ciało


Olej kokosowy kupiłam wyłącznie z myślą o mazidle do ciała. Tani i naturalny kosmetyk, to byłby ideał, prawda? 





Olej zamknięto w plastikowym, zwykłym słoiku nienachalnej urody :)  o pojemności 500ml.


Konsystencja oleju uzależniona jest od temperatury otoczenia. Obecnie, w tym  polsko-afrykańskim upale jest prawie płynny. Im chłodniej, tym przybiera bardziej stałą postać






Ze stałej postaci przechodzi w płynną błyskawicznie i to pod wpływem tylko ciepła dłoni. Jako balsam do ciała upierdliwy nie jest więc tak, jak np. masło kakaowe, czy masło shea. Nie trzeba go rozpuszczać w mikrofali. Samo się topi.

Zapach jest hmmm... żaden. O dziwo, wcale kokosem nie pachnie. A to pewnie dlatego, że jest to rafinowany olej kokosowy. Oczyszczanie pozbawia go chyba tej przyjemnej, jak dla mnie, nutki zapachowej. Szkoda.





Zgodnie z etykietą, można go stosować jako balsam do ciała, jako olej do włosów i jako "smażydło" spożywcze. Sprawdziłam każdą opcję i tak:

* jako balsam do ciała sprawdza się średnio. Owszem, nawilża, ale dla mnie to nawilżenie jest zbyt słabe. A nie mam suchej skóry. Wchłania się nieźle, zostawia lekko tłustą powłokę, ale tylko przez krótki czas po aplikacji. Potem znika.

* jako olej do włosów działa dużo lepiej. A moje włosy to suchy mop i spodziewałam się, że nie zrobi z nimi nic, skoro z ciałem radzi sobie jako tako. A tu niespodzianka. Włosy są nieźle nawilżone i nieobciążone. I odważę się nawet stwierdzić, że lepiej nawilża niż słynna Vatika. Trochę mnie to dziwi, bo ten olej to po prostu olej, a Vatika ma jeszcze różne dobroczynne dodatki. Żeby nie było, szału nie ma nadal, ale z moimi włosami na szał nie liczę po żadnym kosmetyku. Ten olej postanowiłam jednak stosować regularnie, dopóki go mam.

* jako olej do smażenia nie mam żadnych "ale". Dużym plusem jest to, że faktycznie nie zmienia smaku smażonych potraw jak inne oleje, czy oliwa z oliwek. Dodatkowo, olej kokosowy nie wchłania się tak do organizmu jak inne środki spożywcze, jest więc dobry dla osób odchudzających się, czy posiadających wysoki cholesterol.

Warto jednak mieć na uwadze, że najlepszy jest olej kokosowy nierafinowany. Będzie miał lepsze działanie pod każdym względem. Jednak cena takiego oleju jest około dwa razy wyższa za taką samą pojemność.

Wydajność o dziwo nie jest porażająca. Oczywiście najdłużej posłuży jako środek spożywczy i olej do włosów. Moje opakowanie po miesiącu stosowania już się kończy. Na włosach użyłam go 3 razy, smażyłam na nim dwukrotnie, więc najwięcej wsmarowałam go w siebie. Byłam pewna, że wystarczy mi na co najmniej 2 miesiące. No niestety, a mam standardowe gabaryty :)

Do stosowania jako balsam, warto przekładać go sobie porcjami w większy pojemnik, bo dość trudno się go wydobywa z niewielkiego otworu. Zwłaszcza, kiedy ma stałą postać i już go trochę zużyjemy.


Czy kupię ten olej ponownie? 

Nie wiem. Do ciała na pewno nie, do smażenia aż tak mi nie zależy, a do włosów ... no może? 




Cena: około 13 zł za 500ml (rafinowany)
Dostępność: apteki, sklepy ze zdrową żywnością, Allegro



środa, 19 czerwca 2013

Uratowana!!!


Pisząc tego posta mam taką cichą nadzieję, że nie byłam do niedawna jedyną nieświadomą osobą. Nieświadomą tego, że zepsuty klawisz w klawiaturze laptopa, to nie koniec świata i wcale nie wiąże się to z oddawaniem sprzętu do serwisu, a co za tym idzie, bajońskimi sumami za naprawę. Zanim trafiłam na odpowiednią firmę, zrobiłam mały rekonesans i kiedy zobaczyłam, że koszt naprawy może sięgać nawet 500zł !!!!!, to nieco słabo mi się zrobiło, bo to przecież średnio opłacalna inwestycja. No chyba, że ktoś posługuje się sprzętem za kilka tysięcy złotych, ale dla tych, którzy jak ja posiadają średnio-półkowy laptop, sensu to po prostu nie ma.  A nawet w tamtym przypadku wcale nie trzeba wydawać tak kosmicznej kwoty. Można samemu, przy odrobinie skupienia, naprawić klawiaturę w minutę i to za śmieszną wręcz kwotę! 

     
 
Wymianie podlega każdy klawisz klawiatury i to niekoniecznie laptopa kupionego w Polsce. Ja taką właśnie sytuację miałam i bałam się, że będą w związku z tym większe kłopoty, ale udało się! Znalazłam firmę klawiszedolaptopa.pl i chociaż nie mieli klawiszy dokładnie z mojego modelu, to dopasowano mi klawisz z innego. Wygląda tak samo, działa bez zarzutu i nikt, kto nie wie, że był kiedykolwiek uszkodzony, nie ma szans się zorientować :) A teraz najlepsze: koszt klawisza z przesyłką, wyniósł mnie całe polskie 15zł :-)))))) Obsługa sklepu jest niezwykle miła, profesjonalna i ogromnie pomocna! W razie obaw samodzielnej wymiany, podeślą mejlowo pomocny filmik i podpowiedzą.

Przed zamówieniem konkretnego klawisza najlepiej zrobić zdjęcie uszkodzonej klawiatury i zaczepów klawisza i wysłać mejlem. Warto się przyłożyć i zrobić dobre zdjęcie, bo dzięki temu obsługa dobierze klawisz (jego mocowanie) i oceni, czy uszkodzenie w ogóle da się naprawić. Ale bez obaw. Chyba tylko klawiatura, która trafi w szpony wilka może się tak uszkodzić, że nic się z nią już nie da zrobić :) Najczęściej uszkodzeniu ulega zaczep klawisza, a nie to mocowanie na klawiaturze. Ja uszkodziłam klawisz zwykłą szmatką, kiedy czyściłam klawiaturę. Jej fragment zaczepił się o klawisz, a ja tego nie zauważyłam. I myślę, że to są najczęściej występujące uszkodzenia. Firmę znajdziecie TUTAJ i na Allegro. Mnie uratowali i pewnie Was też uratują :)





wtorek, 11 czerwca 2013

Czarna seria Lidla?

Oj nie mam ostatnio szczęścia do produktów z Lidla. Dopiero ponarzekałam na nowy balsam KLIK, a już o palmę pierwszeństwa dobija się kolejny produkt







Mowa tu o mydle w płynie "Cream soap", który z cream ma tyle wspólnego, co olej rzepakowy. Mydło ma postać raczej zwykłego, dosyć rzadkiego żelu i obok mydeł o kremowej konsystencji nawet nigdy nie stał. No pół biedy, nie jest to dla mnie cecha decydująca o zakupie. Mydło ma myć i lubię, gdy choć trochę się pieni. To się nie pieni ani trochę, ale myje. Zawsze to jakiś plus. Tyle tylko, że jest bardzo niewydajne, bo do umycia rąk potrzeba kilku pompek, a w przypadku większych zabrudzeń dłoni, nawet kilkunastu.Opakowanie ekonomiczne nie jest to na pewno.

No trudno, jakoś to zniosę, fortuny nie kosztuje. Zapachu jednak nie dam rady. Znowu (po wspomnianym balsamie) ma męski i niemiły zapach! Jeżeli nos mnie nie myli, a pamięć nie zawodzi, to chyba męska woda kolońska Brutal tak właśnie pachniała. Czy to aby na pewno Blue Ocean, jak wół z opakowania? No wątpię, chyba, że ja nad jakimś innym ołszyn zazwyczaj bywałam. 

Hmmm... to może chociaż napis z opakowania "pure nature" się jakoś broni? Jakoś tak, bo skład najgorszy nie jest




ale czy to aby na pewno "czysta natura"? To też pewnie sporo zależy od tego, co kto za takową uznaje.

No cóż, ja kupiłam to mydło dwa razy: pierwszy i ostatni. Powinnam bardziej ufać swojej intuicji, bo chodziłam koło niego wiele razy i za każdym razem coś mi kazało zostawić je w spokoju. Dobrze chociaż, że kupiłam tylko jedno opakowanie, bo często lubię mieć zapas. 

Mydło występuje w kilku wariantach zapachowo-kolorystycznych, ale ja już podziękuję temu cream-soap za współpracę i po wykończeniu tego opakowania, co trudne nie będzie, więcej się nie skuszę. 


Cena: około 5 zł
Pojemność: 1 litr
Dostępność: Lidl



piątek, 31 maja 2013

Lepsze wrogiem dobrego?

O balsamie Cien z Lidla pisałam jakiś czas temu TUTAJ bo byłam zadowolona, a dziś zmuszona jestem zrobić to ponownie. Dlaczego zmuszona? Bo chciałabym, żeby kupiło go jak najmniej z Was. To już nie jest ten sam balsam. Postanowiono pomajstrować nad nim i popsuć go bardzo skutecznie, albo po prostu wycofano tamtą wersję i uznano, że ta będzie lepsza. Czyli bezzapachowy (niemal) produkt dla skóry wrażliwej, zastąpiono perfumowanym, dla skóry normalnej. I od jakiegoś czasu wygląda tak:





Nad tym, czy opakowanie zmieniono na plus, czy minus, nie będę się rozwodzić, bo to sprawa indywidualna i w sumie, przy tej różnicy, mało istotna. Gorzej jest z działaniem. Skład obu balsamów różni się nieznacznie, do najlepszych z najlepszych nie należy, ale to, co pogrąża nowy balsam, to zapach.






Umieszczono go w połowie składu i pół biedy, ale jest to tak okropna woń, że już przy pierwszym użyciu nie tylko rozbolała mnie głowa, ale też miałam ochotę ponowie wziąć prysznic, żeby się go natychmiast pozbyć. Balsam pachnie jak najtańsze, bazarowe perfumy, albo męska woda po goleniu z kiosku Ruchu w czasach PRL-u, a zapach jest tak niesamowicie intensywny, że aż trudno w to uwierzyć. Spokojnie można podejrzewać, że w rurach zastąpiono nam wodę perfumami na czas naszej kąpieli. Po porannym prysznicu można zapomnieć o użyciu własnych, ulubionych zapachów, bo ten miks byłby trudny do zniesienia nie tylko dla nas, ale i dla otoczenia w promieniu 3 metrów. Wieczorny prysznic, jeżeli nie spowoduje bólu głowy, jak u mnie, to bankowo przesiąknie nam tym "aromatem" piżama i pościel. W życiu nie miałam kosmetyku o tak intensywnym zapachu i tak brzydkim jednocześnie.

Mimo niewielkich różnic w składach obu produktów, ten działa zdecydowanie gorzej. Nie nawilża tak dobrze i dziwnie się rozprowadza. Nie jest bardziej wodnisty od poprzedniej wersji, ale takie daje wrażenie w trakcie aplikacji. Jakbyśmy wymieszały balsam z wodą w proporcji pół na pół albo nakładały go na mokre ciało. 

Mało jest kosmetyków, które odrzucają mnie wszystkim. Ten balsam zajmuje pierwsze miejsce na podium i to z dyplomem za szczególne (nie)osiągnięcia. Żebym musiała smarować się kostką masła po kąpieli, to tego bubla nie kupię już nigdy więcej i Wam też szczerze odradzam!


poniedziałek, 27 maja 2013

Zalotka w wersji MINI

Skoro jestem dziś w temacie zalotek, to pokażę Wam mój niedawny nabytek:




Tradycyjnie w rozmiarze zalotki znałam od lat, ale takie mini? Nie miałam nawet pojęcia, że coś takiego istnieje :) A owszem i sprawdza się rewelacyjnie! Producentem jest E.L.F. czyli znany  producent kosmetyków.

Jak ona się ma w rozmiarze do tradycyjnej zalotki? A no tak:








Ogromną zaletą tej zalotki jest to, że bardzo szeroko się otwiera, co wpływa znacząco na komfort jej użycia
 



Świetnie sprawdza się szczególnie w kącikach, bo mnie żadna zalotka niestety nie łapie wszystkich włosków. Zawsze kącik podkręcał się słabo albo wcale. Dzięki wersji mini, mogę poprawić tylko fragment rzęs, albo po kawałku podkręcić nią wszystkie. Jak mi akurat wygodnie. Mały rozmiar sprawia też, że dużo łatwiej jest podkręcić rzęsy od samej ich nasady, bo w większym rozmiarze trudno znaleźć taką zalotkę, która jest idealnie dopasowana kształtem do moich rzęs. Dodatkowo, zalotka bardzo dobrze leży w dłoni, bo miniaturyzacji uległa tylko jej główka. Pozostała część jest tej samej wielkości, co jej większe siostry. Nie ma plastikowych uchwytów na palce, ale i wiele dużych zalotek ich nie ma, więc to żadna jej wada. Jedynym minusem może być cena, bo kosztuje 18 - 19zł, w zależności od sklepu, a to właściwie dwukrotnie więcej, niż normalne w rozmiarze zalotki. Warta jest jednak swojej ceny i ja już sobie nie wyobrażam jej nie posiadać, bo naprawdę bardzo ułatwia sprawę :) Posiada dodatkową gumkę, a jej wymiana jest banalnie prosta.


Dostępność: sklepy internetowe i Allegro


Miałyście okazje używać zalotki w wersji mini?




Fakty i mity: zalotka

Powszechny pogląd jest taki, że nie wolno używać zalotki na rzęsach już pomalowanych tuszem. No więc wolno :) Zasada jest jedna: pomalowane rzęsy muszą być już absolutnie suche. W przeciwnym razie, chyba większość z nas wie, co się stanie. W najlepszym przypadku, rzęsy przykleją się do zalotki i skleją je. W najgorszym, zafundujemy sobie niepożądaną depilację. Jeżeli będą już jednak całkowicie suche, możemy bez strachu użyć zalotki. Ja mam rzęsy dosyć długie, ale mało podatne na podkręcanie. I nawet jeśli się podkręcą, to nie tylko nie osiągnę zadowalającego efektu, ale rzęsy wyprostują mi się w klika chwil po nałożeniu tuszu. Jedynym sposobem dla nich jest użycie zalotki po nałożeniu tuszu, a w ciągu dnia ponowne ich podkręcenie. Takie oporne są i nic na to nie poradzę. Stosuję więc tę metodę z powodzeniem od kilku lat i naprawdę nie zaszkodziłam swoim rzęsom.


Stosuje któraś z Was ten sposób?







czwartek, 18 kwietnia 2013

Vichy PURETE THERMALE 3in1 - Płyn micelarny


Ten płyn micelarny kupiłam z czystej ciekawości. Długi czas używałam osławionego Bourjois, więc zapragnęłam małej zmiany.







Opis produktu:

PURETE THERMALE 3in1 
Płyn micelarny do demakijażu oczu i wrażliwej skóry twarzy

Twarz przygotowana do dalszej pielęgnacji bez użycia wody, alkoholu i mydła. Innowacyjna technologia dla skóry wrażliwej: zawarte w preparacie micele, wychwytują zanieczyszczenia zgromadzone na powierzchni skóry, szykując ją do dalszej pielęgnacji. Na skórze tworzy się niewidzialna mikro-siateczka, pozwalająca kremowi przeniknąć do głębiej i lepiej się rozprowadzić, dzięki czemu jego działanie staje się skuteczniejsze, szybsze, kremu wystarcza na dłużej. Skuteczność potwierdzona i zmierzona pod kontrolą dermatologów. Bezpieczny dla skóry wrażliwej. Zawiera wodę termalną ze źródła VICHY, która jest niekwestionowanym atutem każdego kosmetyku marki.


Typ skóry:
Opracowany dla osób o oczach wrażliwych i osobach noszących szkła kontaktowe. Testowany pod kontrolą dermatologiczną i okulistyczną.


Działanie:
Zastępuje mleczko do demakijażu. Łagodzi podrażnienia i stany zapalne. Nie wysusza skóry. pH zgodne z pH łez. Koi i usuwa podrażnienia.


Rezultat:
Dokładnie oczyszcza zarazem twarz, oczy i usta.
Długotrwale łagodzi podrażnienia i stany zapalne.

Czy się z tym zgadzam?

Zdecydowanie tak! Ten płyn jest fantastyczny. Doskonale radzi sobie z makijażem, a rano, jeżeli nie chcemy/nie lubimy myć twarzy, świetnie odświeża skórę i przygotowuje pod makijaż. Odkąd go używam, nie potrzebuję już toniku. Co najważniejsze, ani trochę nie podrażnia oczu. Nie szczypie, nie ma łzawienia, ani "mgły na oczach". Nie wysusza cery i do tego praktycznie nie ma zapachu. W składzie produktu jest uwzgldniony, ale jest tak subtelny i mało wyczuwalny, jakby go tam wcale nie było. W konsystencji jest taki, jak inne płyny, ale daje zupełnie inne wrażenie podczas użycia. Jakby ta woda była bardziej hmmm...  treściwa? Trudno to opisać, ale takie właśnie było moje pierwsze skojarzenie przy pierwszym użyciu. Twarz jest świeża, miła w dotyku, a zaczerwienienia złagodzone. Co mnie naprawdę zaskoczyło, to faktycznie potrzebuję nakładać po nim nieco mniej kremu. Ważne, aby go aplikować, kiedy jeszcze czujemy płyn na twarzy, nie czekając na jego całkowite wyschnięcie. 

Ja nie widzę wad tego produktu!  Oprócz działania, opakowanie jest estetyczne i poręczne, a zawartość musimy  zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Bez trudu można sobie z tym poradzić, a krótki termin działa moim zdaniem na jego korzyść i stanowi kolejną zaletę.


Skład:



Cena:
około 30zł

Pojemność:
200ml

Dostępność:
Apteki stacjonarne i internetowe, Allegro





poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Makijaż: zwyklaczek wiosenny


Kiedy wiosna gości na zewnątrz, to mnie się włączają kolory w makijażu. Nie żebym ich unikała w pozostałych porach roku, ale zdecydowanie częściej sięgam po te żywsze i wiosenne właśnie. Dziś odkurzyłam paletę Monaco ze Sleeka i zieleń z pomarańczem poszła w ruch :) Zwyklaczek-dzienniaczek, ale coś niecoś się zadziało na oczach:





Użyte kolory:




1 na całą powiekę ruchomą
2 w załamaniu i zewnętrznym kąciku oka
3 kreska na górnej i dolnej powiece
4 w wewnętrznym kąciku oka i pod łukiem brwiowym

Dodałam też czarną kredkę Max Factor od spodu rzęs górnej powieki i tusz 2000 Calorie tej samej firmy.


Coś mi mówi, że jutro też z tej palety skorzystam :)


A czy Wy też macie ochotę na kolor w makijażu wiosną?





środa, 10 kwietnia 2013

Idealny nude?

Lakieru w idealnym odcieniu nude szukałam długo. Miałam go w głowie, wiedziałam, jaki ma być, ale droga do niego była dość wyboista. Albo był zbyt beżowy, albo zbyt różowy, a mnie chodziło o idealne połączenie tych dwóch odcieni. No i mam :)



Eveline, kolor 496



Lakier jest kremowy i tak właśnie zachowuje się w aplikacji. Bywa nieco trudno. Robi smugi. Jedna warstwa daje nieoczywisty kolor i już wygląda ładnie pod warunkiem, że potrudzimy się aby tych smug nie zrobić. Druga warstwa wyrównuje kolor i daje pełne krycie, ale nie można zbyt oszczędzać na grubości tej warstwy. Po prostu malujemy na bogato. Nie rozlewa się po płytce, więc możemy mieć gest :) Dla zwolenniczek cieniutkich warstw, będą potrzebne trzy aplikacje do pełnego krycia.


kolor
piękne połączenie beżu i różu, z niewielką przewagą tego drugiego


 

ale w sztucznym świetle, wieczorem, wygląda na bardziej beżowy
 

 


pędzelek 
standardowy, wygodny

schnięcie
bardzo szybko, nawet w dwóch warstwach

trwałość
bardzo dobra, po 5 dniach nie mam odprysków ani startych końcówek, ale ja tak mam ze wszystkimi lakierami, więc nie wiem, czy tak będzie u każdej z Was

zapach
typowy, lakierowy, nie drażni nosa

pojemność
12ml 

cena
8,49zł (Rossmann)


Jak Wam się podoba ten kolor?





poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Kolczyki z "I am"

Była prośba, są kolczyki :)









Bardzo podobają mi się gumowe zatyczki kolczyków. Są ciasne, nie ma szans żeby zsunęły się ze sztyftów, a do są tego niewidoczne.

Obie pary są po 15 zł, przecenione z 27,90zł. Sklep "I am".


P.S.
Te kryształki są w lekko złotym kolorze, ale trudno oddać go na zdjęciu.


Hurrra!


Właśnie się dowiedziałam, że wygrałam do testów nowy produkt od Max Factor, czyli CC Cream! Jeszcze nigdy nie udało mi się nic wygrać, więc cieszę się jak dziecko, bo akurat bardzo lubię produkty tej marki. 


 


Dopiero co napisałam o tej nowości, a teraz będę miała okazję się przekonać, co to i jak się to sprawdza! Recenzja rzeczowa i obiektywna, będzie po testach.

Kto gra, ten wygrywa! Chyba "puszczę" dzisiaj Totka :) 






sobota, 6 kwietnia 2013

Sobotnie zdobycze


Wybrałam się dziś do Rossmanna po farbę do włosów, a wróciłam z ...




- farbą Garnier Color Sensation: 9,39zł (Rossmann)
- wypełniaczem do koka: 9.90zł (H&M)
- 2 parami kolczyków po 15zł za parę, przecena z 27,90zł (I am)
- wsuwkami: 20sztuk za 4,39zł (Rossmann)
- frotkami: 4 sztuki za 3,99zł (Rossmann)
- cudownym nudziakiem z Eveline: 8,49zł (Rossmann)

Dobrze, że przynajmniej z farbą też przyszłam, bo różnie z tym u mnie bywa :)

Jeżeli macie gdzieś u siebie sklep "I am", to warto zajrzeć, bo mają duuużo przecenionej biżuterii!




piątek, 5 kwietnia 2013

Krem CC. Że co???


Nadciąga nowość od Max Factor ...





 czyli krem CC ...

- 9,7% pigmentów podkładu zapewnia nieskazitelne krycie
- Naturalne składniki pielęgnacyjne: koktajl z wody z ogórka, gliceryny, ekstraktu z owocu róży i rokitnika ma działanie nawilżające i rozjaśniające.
- SPF 10


Oficjalnie Max Factor przyznaje, że bazuje w tym kremie na podkładzie Xperience, czyli, że co? 

Kto ma wolne na stanie 39,99zł i po drodze do SuperFarm, ten może się przekonać, bo jest tam teraz w takiej promocyjnej cenie. Cena regularna to 56,99zł i to według mnie stanowczo za dużo, jak na ni to krem, ni to podkład. Ja na razie czekam i badam temat :)





piątek, 22 marca 2013

Co z tą wiosną?

Wszyscy chcą już wiosny, ale chyba inaczej się nie da :)                             



                           


Potrzeba jeszcze tylko kilku panów do prac na wysokościach, żeby drzewa oblecieć na zielono :-) 






środa, 20 marca 2013

TOTD...jak przedłużyć trwałość korektora pod oczami

Tip of the day ... czyli porada dnia!
 




Jeżeli Twój korektor znika spod oczu szybciej, niż byś tego chciała, najpierw nałóż pod oczy nieco bazy pod cienie. Korektor na bazie utrzyma się znacznie dłużej!












niedziela, 24 lutego 2013

Lokówka? :-)


Używacie lokówki? Ja nie, ale chodzi za mną ostatnio prostownica. Że to można i proste i loki zrobić, ale po obejrzeniu tego, na chwilę obecną trochę jakby mi przeszło :-)
 





:-)



czwartek, 7 lutego 2013

Bądźmy dziś mądre :-)


i miejmy na uwadze, że






bo w przysłowiowe cycki raczej na pewno nam nie pójdzie ...







i za kilka dni będzie tak






no to rozsądnego SMACZNEGO :-)








sobota, 2 lutego 2013

Paleta Technic Fashionista


Już tylko rzut oka na tę paletę nie pozostawia wątpliwości, że jest ona wzorowana na palecie Urban Decay NAKED. Kto zna markę Technic, tego wcale to nie zdziwi, bo ma ona w swojej ofercie wiele takich bardziej lub mniej udanych kopii drogich marek. Kolory nie są wiernie odwzorowane, ale cała paleta utrzymana jest w podobnym tonie. Na początek, porównanie oryginału i pragnącej mu dorównać kopii


 















Jaka jest paleta od Technic?


 


Opakowanie:
Papierowe ... tak tak, to gruby, sztywny, laminowany karton :)
Zawiera spore lusterko

Wymiary:
długość: 21,5cm
szerokość: 7,5cm
grubość: 1cm

Gramatura:
12 x 1,85g

Zawartość:
- 12 cieni z drobinkami. Zabezpiecza je przezroczysta folia. Cienie nie są nazwane, takie "no name"
- 2 pacynki, które nie nadają się do niczego :)

Pigmentacja:
No właśnie... jeżeli zna któraś z Was poprzednie metaliczne palety tej marki, to tutaj mamy kolejne (po opakowaniu) zaskoczenie, żeby nie powiedzieć małe rozczarowanie. Cienie są średniej pigmentacji i jak to najczęściej bywa, zależnie od koloru. Najlepiej wypadają pod tym względem oczywiście ciemne kolory, ale szału nadal nie ma. Zobaczcie:








... dodam, że pocierałam palce dość mocno i ze dwa razy...

Jeżeli porównamy pigmentację tej palety do metalicznych cieni z poprzednich palet, no to będzie dzień do nocy ale ... miałam okazję sprawdzić pigmentację palety UD NAKED i ta paleta jest pod tym względem bardzo do niej podobna z tym, że po palecie za prawie 200zł mam prawo oczekiwać trochę więcej, niż po takiej za kilkanaście złotych. W tej kwestii Technic mocno poszedł śladem UD.

Cienie zawierają drobinki, ale są bardzo delikatne. Ponownie, porównując do innych palet Technic, to nawet pod tym względem obok siebie nie leżały. Jeżeli więc któraś z Was obawiała się błysku poprzednich palet, to tę można brać w ciemno :) Połysk jest bardzo subtelny.

Aplikacja:
Cienie nie są ani pudrowe, ani "mokre" - tak w połowie drogi. Mają tendencję do osypywania się i znowu posłużę się porównaniem do poprzednich palet tej marki: te cienie są nieco gorsze pod tym względem. Osypują się i jasne i ciemne kolory.  

Łączenie kolorów jest stosunkowo łatwe, chociaż wymagają czasu, aby osiągnąć ładny efekt.

Trwałość:
Nie używam bazy pod cienie, za takową służy mi korektor. Z takim podkładem, bez problemu wytrzymują 4-6 godzin. Po tym czasie nieco się utleniają i bledną.

Cena: 
Regularna: 24,99zł
W promocji: 19,99zł


To warto kupić, czy nie?

I tak i nie :) Zaletą palety jest to, że możemy zabrać ze sobą tylko tę i możemy wykonać makijaż dzienny i wieczorowy. Posiada lusterko, więc będzie łatwiej. Opakowanie niestety nie pozwoli nam na to często, jeżeli nie chcemy go szybko zniszczyć. Jeżeli nie wytrze się ten papier, to z całą pewnością paleta nabierze wgnieceń. Jak to tektura. Rozmiar palety też do najwygodniejszych nie należy. Jest cienka, wąska, ale długa i w podręcznej kosmetyczce na pewno się nie zmieści.

Kolory w palecie nie są jakieś nietypowe, wyjątkowo piękne i takie, których nie znajdziemy chociażby w paletach Sleeka, czy ofercie INGLOTa. Ja kupiłam ją jak sroka, po prostu spodobała mi się mimo, że chyba wszystkie takie kolory mam w tych sleekowych.  

Jakość cieni jest średnia, ale za te pieniądze, trudno więcej oczekiwać chociaż... poprzednie palety były dużo tańsze, a lepsze.

Na pewno nie jest to paleta dla bardzo wymagających. Ot taka sobie paletka dla amatorek makijażu. Używam jej codziennie ponad tydzień, bo jest nowa i cieszy mi oko, ale trochę już tęsknię za Sleekiem i mam ochotę przynajmniej połączyć te palety w codziennym makijażu. Ja jestem właśnie amatorką, więc dla bardziej zaawansowanych w makijażu, ten argument dużo mówi o palecie Technic Fashionista.

Cena jest niska, można spróbować. Ja nie żałuję zakupu, ale jestem troszeczkę rozczarowana jakością zarówno cieni, jak i opakowania.


Makijaż wykonany w całości tą paletą




użyte kolory




Co o niej sądzicie? Kusi Was?






środa, 30 stycznia 2013

-25% od H&M


Wieści z frontu :-)

Dostajemy 25% zniżki od H&M na jeden wybrany produkt, za zapisanie się do ich newslettera. Jeden mail, to jeden zniżkowy kupon.


343.jpg



images.jpg