sobota, 20 października 2012

Mini zakupy



Wybrałam się wczoraj na malutkie zakupy. Moim celem był balsam do ust Tisane i grzebyk do rzęs z Inglota.   




Przechodząc obok H&M, usłyszałam ciche wołanie: proszę weeejdź, weeejdź, warto! :) No skoro sklep mnie tak prosi, to jak tu nie posłuchać? Już niemal w drzwiach moim oczom ukazał się szaliko-komin, w jasnoszarym kolorze. Oczywiście natychmiast przyszło mi do głowy, że właśnie takiego koloru mi brakowało, bo mam tylko czarny :) Na wieszaku dostępne były dwa wzory: gładki i z cienkim warkoczem. Przymierzałam oba i ostatecznie padło na gładki, bo bardziej nadaje się i jako szalik i jako komin na głowę, gdy już przyjdą prawdziwe chłody. Ten z warkoczem był ciut jaśniejszy w kolorze i jakiś taki rozciągnięty (wszystkie takie były, więc to raczej nie kwestia porozciągania od przymiarek innych klientek), i jako szalik kiepsko się układał, szyja nie była otulona, na czym mi najbardziej zależało. Świetnie wygląda jako dodatek do swetra lub bluzki, więc wcale nie trzeba się go pozbywać wraz z częścią wierzchnią naszej garderoby. Cena rewelacja: 29,90zł :) 

 

Grzebyk z Inglota, to najcudowniejszy grzebyk ze wszystkich na rynku, jakie miałam. Nie spotkałam bowiem innego z metalowymi ząbkami. Miałam już „naście” grzebyków plastikowych i każdy w krótkim czasie nadawał się do kosza, bo ząbki łamały się na potęgę. Ten jest fantastyczny nie tylko z uwagi na metalowe ząbki, ale też jest składany, co ułatwia przenoszenie i chroni przed uszkodzeniem. 




Spotkałam się z opinią, że ząbki są bardzo ostre i trzeba bardzo uważać. Moim zdaniem to dość oczywiste, że metal będzie ostrzejszy od plastiku, więc wcale mnie to nie przestraszyło. Poza tym bez przesady, krzywdę można sobie zrobić nawet szczoteczką od tuszu do rzęs. Oj wiem coś o tym. Chwila nieuwagi, pośpiech i oko łzawiło mi 3 dni, z trudem mrugałam, chyba zrobiłam sobie jakąś rankę w oku :(  Ze wszystkim, co zbliżamy do oka  trzeba uważać, a nic nie rozczesze nam rzęs tak, jak ten grzebyk, dlatego serdecznie polecam. Koszt: 16zł, salony Inglot albo Internet.

O balsamie do ust Tisane chyba nie ma co pisać. Świetny balsam i tyle. Co rok kupuję nowy mimo, że rzadko udaje mi się zużyć całe opakowanie przez okres chłodu i mrozów. Wolę jednak mieć nowy głównie dlatego, że trzeba w słoiczku gmerać paluchem, co najbardziej higieniczne nie jest. Koszt: 8,90zł, pojemność 4,7g, w aptece. Chyba można go kupić trochę taniej, ale weszłam do  pierwszej apteki, jaką miałam po drodze.

I to tyle. Mało, ale cieszy :)

2 komentarze:

  1. Komin super. Były też inne kolory?

    OdpowiedzUsuń
  2. Był też koralowy i czarny, ale na pewno są też inne, w podobnym wzorze.

    OdpowiedzUsuń